Naprawdę, nie wiem czy to w ogóle możliwe.
Można przeczytać nawet najcięższe historię i nie zareagować na nią emocjonalnie. Tak miałam z Orwellem, konkretnie powieścią, której tytułu nie spamiętam nigdy, prawdopodobnie dlatego, że stanowi go data. Daty odebrały mi w liceum piątkę z historii...
Słyszałam od wielu osób, jak paskudnie czuły się po przeczytaniu tej książki. Jednak na mnie nie zrobiła ona aż takiego wrażenia. Może dlatego, że trudniej było mi wczuć się w któreś z głównych bohaterów.
Zupełnie inaczej jest, kiedy pochłania mnie historia postaci z którą łatwo się identyfikuje - banalne i oczywiste. Czasem nawet w lekką powieść przygodowe potrafię wciągnąć tak, że przez kilka dni, tygodni, miesięcy, każdą chwilę zamyślenia poświęcam na stawianie się w czyjejś sytuacji, albo wklejanie się żywcem do historii tuż obok tej postaci, by towarzyszyć jej i u jej boku przeżywać to samo.
Wyobraźnia umieszczała mnie już chyba wszędzie. Na statkach kosmicznych i Gwieździe Śmierci, na dnie oceanu, we wnętrzu U-Boota, w światach fantasy. Bywałam obserwatorem, ofiarą sytuacji, dowódcą wojskowym, w głównym nurcie akcji, lub z boku. Zwyciężałam, przegrywałam, ponosiłam przeróżne konsekwencje swoich działań. Każda historia przemyślana, przerobiona w każdym szczególe. Przeżyta. Przeżta, chociaż w rzeczywistości siedziałam na nudnym wykładzie.
Książki mnie ubogaciły i zraniły. Dość wcześnie doszłam do wniosku, że tak zwana literatura młodzieżowa, to straszny kicz i dziadostwo, nie dziękuję pięknie.
Zaczęłam czytać rzeczy coraz bardziej angażujące emocjonalnie, może nawet trochę zobojętniałam.
Chociaż w wielu sytuacjach, czuję się jak gówniara w towarzystwie moich rówieśników, często czuję się jednocześnie stara. Bywa, że z politowaniem patrzę na ich naiwność, że irytuje mnie niepomiernie ich brak samoświadomości.
Co to jest? Czy przeżycie wyobrażone może doświadczać? Książki uczą, to wiadomo i to się powtarza. Ale czy potrafią w takim stopniu wpływać na osobowość?
A co z urojonymi doświadczeniami?
Czytałam, że koszmar senny uczy mózg radzić sobie ze stresem. Czy zapadanie się we własnej wyobraźni, może uczyć czegokolwiek?
Czasem obciąża i męczy. Co daje w zamian?
Odbija mi się czkawką moja zadeklarowana niewiara w psychologię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz